Jego ostatni projekt: opera dla Afryki

Christoph Schlingensief: Zdjęcia z życia artysty

Christoph Schlingensief: Zdjęcia z życia artysty

Reżyser Christoph Schlingensief na spotkaniu z artystami, którzy zostali obsadzeni w jego projekcie operowym.

Jak każdego ranka wstała w ciemności i obudziła dziewczynę. Razem rozpalili ogień: trzy miejsca obok siebie na trzy ciężkie ocynkowane garnki. Gotowali w ciszy, dopóki słońce nie stało ukośnie nad chatami chat: ryż, fasola, sos pomidorowy, cebula, kurkuma i ziele angielskie. Dziewczyna pobiegła po osła, który mimo związanych przednich nóg wyskoczył daleko na sawannę. W międzyczasie Denise Compaoré napełniła jedzenie dużymi, kolorowymi plastikowymi miseczkami, przykryła je kolorowymi ściereczkami i załadowała wszystko do wózka. Potem napięła zwierzę. Kolejne uderzenie w osła, słowo ostrzeżenia dla córki. „Obserwuj pieniądze”, mówi, i jak zwykle dziewczyna ze znużeniem kiwa głową.

Dziewczyna odeszła, stara ślepa ciotka, która siedzi codziennie w cieniu ściany za bramą, domaga się jedzenia. Denise restartuje ogień, słońce jest już wysoko, a ona poci się nad płomieniami. Jej ramiona są muskularne od noszenia kłód, mieszając w dużych doniczkach. Kolejne sześć kilogramów ryżu, cztery kilogramy fasoli, jeszcze raz wymieszać garnek pełen sosu, tym razem z dużymi kawałkami węgla. „Mama Denise,” powiedzieli robotnicy, „włóż kapustę do sosu, inaczej nie będziemy z tobą jeść”.



Denise Compaore sprzedaje jedzenie pracownikom na budowie Opery.

Plac budowy został opuszczony na cztery dni. Cztery dni bez wynagrodzenia. Wczoraj, kiedy kupiła towary na dzisiaj, musiała poprosić o kredyt. Wydała siedem euro, a jeśli dziś nie ma wystarczająco dużo głodnych robotników na miejscu i w kolejnych dniach, nie będzie w stanie zapłacić czesnego synom w tym miesiącu. Budują szkołę. Tak powiedzieli jej pracownicy. Biali ludzie są tam i wydają rozkazy w Denise? Ojczyzna, w Burkina Faso, nic niezwykłego. Państwo Afryki Zachodniej jest często skracane w raportach międzynarodowych. HIPC, który jest prawie na ostatnim miejscu w HDI. Jeden z wysoko zadłużonych ubogich krajów sklasyfikowanych na 174 ze 177 wskaźników rozwoju społecznego. Nie możesz już być biedniejszy.

La Site, plac budowy, powiedziała Denise na tej stronie. 15 hektarów sawanny pokrytej upieczonym czerwonym piaskiem, akacją i poszyciem, granitowe skały, które wyglądają jak śpiące zwierzęta. To, co jest kolejnym projektem pomocy rozwojowej dla Denise, jest od pewnego czasu obchodzone w Niemczech jako symbioza europejsko-afrykańska. Tutaj, na płaskowyżu 30 kilometrów na północny wschód od stolicy Ougadougou, niemiecki reżyser teatralny, autor, filmowiec ma operę, całą wioskę operową, w tym szpital i szkołę. W zeszłym roku niemiecki feuilleton marzył o tym miejscu i opisał afrykańską Arkadię: idealne tło dla zjednoczenia przez sztukę tego, co jest w rzeczywistości rozdzielone.



Nie ma mowy o Operze w języku mieszkańców Burkina Faso.

W Denise? Język, Mòoré of Mossi, nie ma tłumaczenia dla opery. Do śpiewania, do tańca, w porządku. Ale dlaczego potrzebujesz domu, dachu nad nim, kiedy możesz tańczyć w cieniu kolczastej akacji i tupać bosymi stopami w ciepłym piasku? A jak możesz zbudować kompletną wioskę, jeśli wioska rośnie z pokolenia na pokolenie, a każde gospodarstwo powiększają dzieci i wnuki?

Denise Compaoré ma 53 lata. Nie widzisz jej przez pięć dekad. Ona po prostu trzyma się za plecy, zdominowana i gładką skórą jest jej twarzą. Jej nazwisko przypomina nazwisko prezydenta Burkina Faso: Blaise Compaoré. Nie jest bliskim krewnym, bo gdyby był, Denise by się tym zajęła. Nie będzie musiała mieszkać w tej trumnie Tamissi, nie na farmie swojego brata. Wciąż mieszkała w mieście i miała swój mały sklepik. Porzuciła zarówno sklep, jak i życie miejskie, gdy jej mąż zginął w wypadku samochodowym 13 lat temu i miała troje dzieci. Wróciła więc do swojej rodzinnej wioski i wzięła to, co dała jej rodzina.



Mieszkańcy Tambeyorgo.

Zanim biali przybyli i zaczęli budować, Denise sprzedała jedzenie na najbliższym targu, oddalonym o dwa kilometry.Dopiero gdy jedna ciężarówka po drugiej zwinęła się i na środku sawanny zaparkowały kolorowe ogromne pojemniki, kiedy ogłosili w Timissi, szukając robotników budowlanych, a król z jego wioski Tambeyorgo otworzył i dał projektowi budowlanemu błogosławieństwo, Denise zdała sobie sprawę to otworzyło nową możliwość zarabiania. Odtąd wysłała swoją 14-letnią córkę Mariam na targ, dwa razy rano ugotowała, a następnie umyła, związała czystą spódnicę i odwiozła osła, gdzie cegły podskakiwały w gorącym słońcu.

Tamissi to spokojne miejsce zamieszkane przez 70 rodzin, każda we własnych chatach, otoczona murem z błota. Bramy są zawsze otwarte, aby każdy mógł wejść i wyjść, w tym kozy, osły, bydło, które są jedynym możliwym bogactwem. W Tamissi nigdy nie można zarobić pieniędzy. Wymieniasz to, czego potrzebujesz. Kawałek tkaniny na dziesięć cegieł, lek na słomianą matę do dachu. Tylko ci, którzy uprawiają więcej, więcej kukurydzy, sorgo, pomidorów, manioku niż on i jego ludzie mogą jeść, mogą sprzedać nadwyżkę na rynku za niewielkie pieniądze.

W sąsiedniej wiosce Tambeyorgo Naba Baongo siedzi jak co drugie popołudnie w cieniu północnej ściany swojego gospodarstwa. Naba jest tytułem honorowym i oznacza tyle, co król. Naba Baongo ma przewagę nad swoim ludem i krajem, w którym mieszka. Również o tym, które teraz kultywują białych z tą rzeczą, której znaczenia nie rozumie i do której doprowadzi swoją najstarszą żonę Tiendregeogo Tielbaremba do tańca, kiedy to się skończy.

Architekt Franciszek Keré mieszka w Berlinie - i rozumie każdego dnia nieco więcej, pod jaką presją stoi projekt budowlany.

Nie było zaskoczeniem dla Naby Baongo, kiedy przybyli biali. Jego ojciec powiedział mu 76 lat temu, że wydarzy się coś wyjątkowego. I on również mądrze doradził mu, jakiego rodzaju poświęcenie będzie musiał wówczas uczynić. Nie czerwony kurczak, ponieważ czerwony kurczak oznacza krew, tylko białe kurczaki mogłyby złagodzić ducha tego miejsca.

Było to w styczniu tego roku, kiedy czarny architekt białych mężczyzn wzywał razem królów i wodzów. „Zarobisz pieniądze” - powiedział Franciszek Keré i zaufali mu, ponieważ jest jednym z nich, Mossi. Poprosił ją o zgodę i poprosił Nabę Baongo, aby oczyścił miejsce wszelkiego zła. Król nie musiał o tym długo myśleć. Chociaż mówi, że biali nie są tak jasni jak Mossi, którzy nie mieli pisania i pamięci, zachowywali i przekazywali każdą narrację, biali mieli władzę, ponieważ mieli pieniądze. Naba Baongo nigdy nie słyszała o tym, że biały człowiek czegoś pragnie i możesz go odrzucić. Udzielił błogosławieństwa Tambeyorgo w zamian za drogę, wodę i elektryczność. Mógł również zabrać pieniądze, ale posiadanie białych mężczyzn w jego długu daje mu więcej możliwości manewru. Naba Baongo chciałaby dzielić się bogactwem, które nieznajomi niosą na sawannę z samochodami i dużymi kamerami telewizyjnymi, ich parasolami, papierosami, kakao i cienkimi kobietami w związku publicznym. Naba Baongo słyszał równie mało o public relations, jak o operze. Ale wie, że bogate kobiety znów stają się tłuste, a nawet bogatsze, „ponieważ są tak nasycone pieniędzmi, że nie potrzebują już jedzenia”. Jeśli biali nie dotrzymają obietnicy, może w każdej chwili ponownie przywołać duchy, a wtedy cegły rozpadną się, przełamią fundamenty, a robotnicy rozbiją się.

Jest jedenasta, kiedy Denise Compaoré opuszcza wioskę z osłem i wózkiem. U jej boku młody Nadesh Ouedrago, najpiękniejszy we wsi. Dwa razy dziennie Nadesh jedzie na plac budowy z metalowymi beczkami pełnymi wody, a jej córka Salesh wiązana za plecami. Karim, jej mąż, również znalazł tam pracę. Dla Nadesh strona oznacza wolność od codziennych obowiązków bycia synową rodziny. Chociaż musi dawać pieniądze, ale „już nie wykonywać nudnej pracy”.

Daleko Denise nie jeździ swoim wózkiem. Ze wszystkich stron biegną kobiety z Timissi, plastikowe i emaliowane miski w ręku, nawet w najbiedniejszych domostwach, gdzie mieszka koczowniczy Peul, bezzębny stary Salu Dijalu, zafunduj sobie tego dnia porcję ryżu z fasolą. Słońce jest już w zenicie, gdy Denise przybywa na plac budowy. Ustawia miski pod dachem grubych słomianych mat i wyciera kurz z blaszanych tac, które przyniosła ręką. Dziś sprzedaje sardynki za siedem dodatkowych centów, ale prawie żaden z nich nie ma przy sobie tyle pieniędzy.

To pierwsza opera w Afryce, zbudowana z cegieł błotnych.

Pod innym krytym strzechą dachem architekt Franciszek Keré pochyla się nad planami i starannie maluje prośby o zmianę klienta, który odwiedzał. Keré właśnie przyleciała ze swojego przybranego domu w Berlinie i nosi koszulę i dżinsy od projektanta. Obok swojego przełożonego - w podartej koszuli i spłowiałych spodniach - wygląda jak z innego świata. Tylko pot spływający po jego twarzy jak wszystkie inne.Ponieważ jest znany jako architekt reżysera, nie ma pokoju. Ekipy telewizyjne i reporterzy wsiadają na plecy. Gdyby wiedział, co ma nadejść, nie tylko o niepokojach i pracy, ale także o niemieckim kaprysie i presji, nigdy by tak nie powiedział. Chory budowniczy chce prędkości, chce widzieć mury rosnące, robotnicy domagają się ciszy, cegły muszą wyschnąć, duchy nie mogą się obudzić, afrykański dzień ma swój własny rytm. Wkrótce zaczyna się pora deszczowa, a potem na suchej glebie powstają potoki, aż wszystko jest tylko błotem. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, prywatny dom klienta, szkoła do końca roku jest gotowa, gdzie teraz są tylko kurz, foyer i sala. Jeśli wszystko pójdzie nie tak, wysokość kropli Keré jest bardzo wysoka. „Chcę tylko pokazać, że potrafię tworzyć opery z gliny, ale świat tam pragnie doznań”. Jako Burkinabe Keré ma wiele do stracenia. Nie tylko odpowiada przed mieszkańcami wsi. Nawet ministrowie jego kraju, którzy obiecują turystykę z wioski festiwalowej i gdzie szukał pomocy. Czy zna film „Fitzcarraldo”, jego przyjaciele pytali go i śmiali się trochę ze współczucia.

Jakie jest skrzyżowanie Denise z białymi?

Denise nie wie o pomysłach, z których biali korzystają, by wydostać się z klimatyzowanych samochodów i wysadzić je w powietrze, jakby to był nowy wiatr. Terminy z języka niemieckiego wykształconej klasy średniej, ideologiczna nadbudowa projektu są trudne do przetłumaczenia na Mòoré i nic jej nie mówią. Okno, przez które Europa może zobaczyć Afrykę i Afrykę w Europie? tego właśnie chciał klient - to dla niej tandetny. Nawet gdyby wiedziała, że ​​kiedy biali opuszczają gorącą siedzibę i wracają do miasta, mieszkają w hotelach, w których fani na podwórku rozpylają zimne powietrze i wodę chłodzącą, nie przemawia do nich nie ma czegoś takiego jak jej życie i życie białych. Jaki będzie gotowy dom festiwalowy? elitarna samorealizacja mężczyzny, który kłócił się ze swoją śmiertelnością, lub ambitny projekt artysty, który łagodzi daremność młodzieży w wioskach - Denise nie będzie zaangażowana w żaden sposób. Po zakończeniu budowy robotnicy odchodzą, a oczekiwani turyści i pracownicy kultury prawdopodobnie nie zjedzą ryżu z fasolą.

Jest godzina trzecia, kiedy Denise ładuje swoje miski z powrotem na wózek i zakrywa resztki ściereczkami. Mężczyźni mają ciepło w południe w cieniu, teraz praca zaczyna się od nowa. Denise liczy monety. Sprzedała 27 żywności, dobre cztery euro. Tylko wtedy, gdy córka dobrze sprzedaje na rynku, Denise będzie w stanie pokryć koszty zakupu w wysokości siedmiu euro tego dnia.

Kiedy jest w domu, po objściu przez najbliższy targ słońce już zachodzi. Synowie, brat z żoną i dziećmi są zadowoleni z resztek jedzenia. Zanim pójdzie spać, Denise wyciąga z chaty radio zasilane z baterii i wkłada je do ręki syna. „Znajdź coś, co nazywają lóperą po francusku” - mówi. A potem śmieją się długo z absurdalnego pomysłu, że stare radio-śmieci może wywołać coś o tak skomplikowanej nazwie.

Wioska festiwalowa Laongo

Festiwalowy plac zabaw Laongo, nazwany tak na cześć największej wioski w okolicy, to pomysł niemieckiego reżysera teatralnego Christopha Schlingensiefa. Artysta podróżował po Afryce latem 2009 roku, aby znaleźć miejsce na pomysł budowy opery i szkoły, w której odbywają się warsztaty artystyczne. W Burkina Faso znalazł go i wydzierżawił od państwa 15 hektarów ziemi. W lutym tego roku położono kamień węgielny. Oprócz szkoły i Festspielhaus powstanie oddział szpitalny, mały hotel i domy dla osób chcących się tam osiedlić, w tym dom dla dyrektora. Festspielhaus finansowany jest z prywatnych darowizn, a także ze środków Federalnego Ministerstwa Spraw Zagranicznych i niemieckich fundacji kulturalnych.

Christoph Schlingensief zmarł na raka 21 sierpnia 2010 r., Na krótko przed swoimi 50 urodzinami.

Muzyka Narodów: Kraina Muzyki Celtyckiej , tawizjahd (Kwiecień 2024).



Christoph Schlingensief, Burkina Faso, Afryka, HDI, Niemcy, Teatr, Afryka, Christoph Schlingensief, Rak