„Jestem zły, bo umierasz!” ? Mój mąż liczy na cuda

Pamiętam dokładnie, jak otworzyłem skrzynkę e-mail i odkryłem listę książek, które Julian zamówił w moim imieniu: „Dieta białkowo-olejowa?”? Siła myśli? i tym podobne. Łącznie 15 tytułów, z których każdy dotyczy jednego tematu: jak leczyć choroby w sposób naturalny. Nagle poczułem się niedobrze. Ponieważ czułam, że oznaczało to niebezpieczeństwo.

Gorzej. Kiedy go o to zapytałem, mój śmiertelnie chory mąż powiedział mi, że odwołał operację zaplanowaną na następny dzień. Diagnoza: rak żołądka, szansa na odzyskanie około 75 procent? jeśli chcesz natychmiast usunąć guz. Ale Julian wolałby mieć dostęp do sztucznej diety w szpitalu antropozoficznym, aby zyskać na czasie i sprawdzić inne opcje. Kiedy nauczyłem się tego wszystkiego, bez angażowania się w jego decyzję, moje serce zaczęło bić. Uczucie, jakbym wpadł w bezdenną dziurę. Ale wciąż pytałem tak spokojnie, jak tylko mogłem, czy chciał polegać wyłącznie na sile samoleczenia? Jego odpowiedź: „nie wiem”.



„Zawsze podejmowaliśmy wszystkie decyzje razem, pomyślałem przynajmniej”

Byliśmy małżeństwem przez trzy lata, kiedy Julian dostał diagnozy raka. Jego długość życia: około sześciu miesięcy. Nasza córka miała dwa i pół roku, była w piątym miesiącu ciąży, a szkoła jogi, którą otworzyliśmy razem w Berlinie rok wcześniej, nabierała rozpędu. Nasza wizja zawsze była życiem dwojga, zawsze podejmowaliśmy wszystkie decyzje razem? Przynajmniej pomyślałem. Zawsze było między nami to wewnętrzne połączenie, które nie wymagało wielu słów. Kiedy został zdiagnozowany, nasza relacja zmieniła się z jednej chwili na drugą. Fakt, że mój współczesny człowiek, który nigdy nie był podatny na hokus-pokus i magię ziołową, nagle uwierzył bezkrytycznie obłudnym obietnicom zbawienia i nie powiedział mi o nich, że mnie oszołomił. Jako rodzic masz, jak sądzę, odpowiedzialność, która znosi samostanowienie. Jak mógł myśleć o sobie, a przynajmniej o swojej córce i nienarodzonym dziecku?



Może to najtrudniejsza rzecz dla mnie w całym nieszczęściu: mój umysł nagle przestał grać w podejmowaniu decyzji. Chciałem zrównoważyć opcje z nim, być u jego boku. Pomagając mu przetrwać, w wieku 35 lat, dano mu wybór, aby mieć szansę przeżycia tylko wtedy, gdy usunięto kilka organów, w tym jedną część żołądka. Ale nie odpowiedział na moje pytania i zarzuty. Postanowił zrobić chorobę sam ze sobą.

„Mimo wszystko: stałem przy nim”

Między diagnozą a śmiercią minął ponad rok. Czas, kiedy patrzyłem, jak mój mąż umiera. I wahanie się między bezsilnością, żalem, gniewem i rozpaczą. Zdenerwowało mnie, gdy wolał naturopatę od onkologa. Kiedy mi to powiedział, chciałem na niego krzyczeć. Ale ciężko jest krzyczeć na kogoś, kto patrzy w oczy śmierci i jest tak kruchy jak dziecko. Próbowałem negocjować: „Jeśli straciłeś 20 funtów, idziesz do lekarza”. Lub: „Jeśli będę towarzyszyć ci w naturopacie, zostaniesz również zbadany przez lekarza”. Broniłem go przed innymi, jego rodziną i przyjaciółmi, ponieważ chciałem go poprzeć. Ale w domu kłóciliśmy się: „To rosyjska ruletka, co robisz”.



To się zmieniło: nic. Pozostał sztywny, a także zwrócił się ku dziwacznym metodom. Kiedy chciał pozbyć się guza za pomocą siły myśli hiszpańskiego uzdrowiciela, doszedłem do granic możliwości. „Może jestem na hamulcu cudu, ale jak to ma usunąć coś fizycznie?” Krzyknąłem na niego. Niemniej jednak towarzyszyłem mu. Również lekarzowi, który powiedział mu, że rak jest sprawą głowy? a on chce się wyzdrowieć.

„Może był jednym z tych, którzy mieli jakieś cudowne uzdrowienie?”

Julian udawał, że ma cały czas na świecie. I jakoś zadziałałem? przynajmniej na zewnątrz. Zająłem się naszą trzyletnią córką, poszedłem na badania prenatalne, pracowałem w naszym studio jogi, negocjowaliśmy z ubezpieczeniem zdrowotnym. Zorganizowałem ruch, ponieważ nie mogliśmy już pozwolić sobie na dom. Starałem się zachować wszystko normalnie, podczas gdy Julian stawał się coraz mniej i ledwo do niego dotarłem. A potem, gdy miałem się poddać, ponieważ brakowało mi siły i nie wiedziałem, jak to wszystko zrobić, nagle pojawiła się nasza stara więź. W jakiś sposób sprowadził mnie z powrotem do swojego wewnętrznego kręgu. Mój gniew ustąpił miejsca współczuciu i irracjonalnej nadziei, że wszystko będzie dobrze, jeśli mu zaufam. Może rzeczywiście był jednym z tych, którzy mieli jakieś cudowne uzdrowienie? Jeśli podjął jasną decyzję, nawet jeśli zobaczyłem ją krytycznie, oznaczało to przynajmniej, że chce żyć i nie poddawać się.Może miał jakąś wewnętrzną pewność, że pobije chorobę? Uświadomiłem sobie, że uspokoiło mnie to i pomogło mi przetrwać rzeczywistość, gdy uwierzyłem w cud. To było jak pocieszająca łatka, którą od czasu do czasu przyklejałem do otwartej rany.

Miesiące później, po chwilach nadziei i wielu próbach alternatywnych metod leczenia, podjęto decyzję Juliana. Jego skóra stała się żółta? znak, że guz w żołądku lekko się odepchnął. Mój mąż był hospitalizowany i był operowany w trybie nagłym. Ale szansa na uzdrowienie została utracona. Było już za późno.

Czasami zastanawiam się dzisiaj, czy powinienem zachowywać się inaczej. Czy powinienem mieć jaśniejsze stanowisko w sprawie operacji? Nie wiedziałem, co jest najlepsze. Czy powinienem być twardszy i powiedzieć mu: „Jeśli pójdziesz własną drogą i nie będziesz ze mną rozmawiać, pójdę”. Czy można porzucić swojego umierającego męża? Studentka jogi przemówiła do mnie wtedy i powiedziała, że ​​nie przychodzi już na jego zajęcia, nie chce dalej go oglądać, gdy sam się zabija. Była jedyną, która mu się przeciwstawiła. Nie mogłem tego zrobić. Był zbyt chory.

Patrząc wstecz, były momenty od początku, kiedy los mógł obrać inną drogę. Kiedy Julian po raz pierwszy poszedł do lekarza ze względu na utratę wagi i zostawił mu w szufladzie leki przeciwbólowe na żołądek. Albo tygodnie później, kiedy nie chciał znieczulenia w żołądku, a potem wymiotował, ponieważ żołądek był już zamknięty. Lekarz musiał się zatrzymać i odesłać go do domu wściekłego. Dlaczego zgodził się, że stracił kilogramy na kilogramy? Dlaczego zignorował ostrzeżenie lekarzy, że z medycznego punktu widzenia nie ma nic do ważenia? Czy naprawdę myślał, że jego ścieżka doprowadzi do wyzdrowienia? Czy był przestraszony?

„Śpiewaliśmy kolejną piosenkę i trzymaliśmy się za ręce, po czym przestaliśmy oddychać”.

Ostatnie miesiące przed śmiercią pamiętam tylko fragmentami: jak urodziłem drugą córkę w domu z pomocą położnej, odpoczywając w sąsiednim gabinecie. Jak się ożeniliśmy, ponieważ chciał tego, a jego ojciec na słowa - aż śmierć cię rozstała? płakał. Jak leżał na swoim łóżku w domu w ciągu kilku chwil. Jak się pożegnaliśmy w hospicjum, gdzie spędził ostatnie kilka tygodni i odwiedzaliśmy go codziennie. Zaśpiewaliśmy kolejną piosenkę i trzymaliśmy się za ręce, po czym przestaliśmy oddychać.

Na jego pogrzebie, przed pustym grobem, gniew nagle wzbił się we mnie z pełną siłą. Zobaczyłem tę ciemną dziurę w ziemi i pomyślałem: „To wszystko, co mnie zostawiasz? dziura! I dwoje dzieci, których chciałeś, szkoła jogi, której naprawdę chciałeś. Mam wszystko w policzku, jakie było marzenie twojego życia. A teraz mnie zawodzisz. Napełniłem różę w jego grobie i odszedłem.

Od czasu do czasu próbuję go od czasu do czasu zrozumieć. To był sposób Juliana na leczenie konwencjonalnej medycyny późnego wieku. Nie wiem teraz, cztery lata po jego śmierci, czy tego żałował, czy w końcu znalazł drogę. Nigdy mi nie powiedział, nie odpowiadając na moje pytania do samego końca. Mogłem tylko patrzeć, jak umiera pod moimi palcami. Nie mogłem go uratować.

„Pracoholizm - istota i konsekwencje” - dr Jacek Buczny (Może 2024).